Miłe złego początki..

Zatem będzie od początku – jak dowiedziałam się, że mam RPP.

Oczywiście to nigdy nie jest tak, że masz raka od dnia, w którym go zdiagnozowano. Mój rak miał postać guza i zaistniał we mnie kilka lat temu, nie pamiętam ile dokładnie. Kiedy poczułam go pierwszy raz w piersi, od razu udałam się do ginekologa.  Powiedział mi wówczas, że to nic takiego, że to normalne … że kobiecie w czasie okresu powiększają się gruczoły i mnie dotyczy dokładnie to samo. Uspokoiło mnie to, guz rzeczywiście pojawiał się i znikał zgodnie z cyklem. I tak przez kilka lat ja i mój powiększający się gruczoł współistnieliśmy w niewiedzy i spokoju, po diagnozie już tylko w spokoju 😛

W ubiegłym roku guz robił się coraz większy, może się to wydawać dziwne, ale czułam jak rośnie. Miałam wrażenie, że w mojej piersi znalazła się kostka do gry. Coraz rzadziej znikała, coraz bardziej przeszkadzała – kłuła od środka a zasypianie na brzuchu stawało się bolesne. Rok 2015 od początku był dla mnie pełen wrażeń – wszystko pięknie się układało – wspaniały ślub z wyjątkowym Mężczyzną, zmiana pracy na normalną, pomyślne przebrnięcie przez rekrutację do upragnionej szkoły, znalezienie odpowiedniego mieszkania.. Z zamiarem pójścia do lekarza nosiłam się przez wiele tygodni, ale byłam ciągle gotowa tylko na informację, że jestem zdrowa. Kiedy już wszystko się poukładało, kiedy wszystkie plany i postanowienia zostały spełnione, przyszedł czas na kostkę!  Wtedy już spokojna i spełniona byłam gotowa wyczytać w Internecie wszystko na temat raka piersi, przygotować się do ewentualnych złych wieści. Kiedy już to zrobiłam następnym krokiem było zapisanie się na USG piersi (prywatnie). W międzyczasie posypała się lawina problemów osobistych i finansowych,  z mieszkaniem, wyprowadzką.. lekko nie było. W dniu badania kostka zniknęła. Rano obudziłam się bez niej. Jak co czwartek po pracy pojechałam na wolontariat a później na badanie. Żenująca sprawa – mówię lekarzowi – był guz i nie ma 😮 ale jak to mówi mój kolega Bartek: „W przyrodzie nic nie ginie, najwyżej zmienia właściciela” 😛

Lekarz bada z każdej strony i relacjonuje: „Guz nie zniknął tylko się przesunął i schował, wygląda jak włókniak. Proszę zrobić biopsję, zapewne usuną i po sprawie.” Po powrocie do miejsca, w którym mieszkałam, w łazience przed lustrem dokładnie się sobie przyjrzałam – wręcz wpatrywałam z osłupieniem. Moja pierś była wklęsła, kostka – guz  – wciągał ją do środka. Od tego momentu wiedziałam, że to RAK. To był dzień, który nie zmienił mojego życia. Jeszcze tego samego dnia umówiłam się internetowo na wizytę w WCO celem zrobienia biopsji. Wizytę wyznaczono na 12 października. W nocy  z 11 na 12.10.2015 źle spałam, jadąc do szpitala wymiotowałam po drodze .. Na miejscu w poradni zbadano mnie i wysłano na biopsję cienkoigłową – czas oczekiwania na wyniki 2 tygodnie ..

 

2 tygodnie później w tej samej poradni pani doktor drukuje mój wynik biopsji, patrzy na niego i uśmiecha się: „Ma Pani bardzo brzydkie wyniki”. Więc i ja się uśmiechnęłam, w napływie obronności percepcyjnej pomyślałam, że mam bardzo wysoki cukier lub coś innego jest brzydkie. Przecież o raku nie mówiłaby z uśmiechem na twarzy. Nic bardziej mylnego! Pani doktor na to: „Z czego się Pani śmieje? Ma Pani RAKA .” Łzy popłynęły po moich policzkach zalewając szyję i dekolt wbrew mojej woli … Zapytałam tylko co teraz … Lekarka tłumaczyła … ale w głowie miałam tylko 3 pytania: Jak ja o tym powiem Mężowi i dlaczego Go to spotkało, jak On sobie z tym poradzi .. nie zasłużył na to 🙁

10 Komentarze

  1. Daria P pisze:

    Kinga! jesteś najbardziej ODWAŻNĄ, :-), sympatyczną, pozytywną i uśmiechniętą osobą jaką znam. Do tego dajesz dobre rady:-), a pomysł z blogiem jest super!Gratulacje i pozdrowionka:-)

  2. mxm pisze:

    Podziwiam

  3. Paulina pisze:

    Gratulacje dla pani doktor za subtelny przekaz informacji! A blog zapowiada się świetnie!

  4. Gosia Buczek pisze:

    No Kinia,zapowiada się całkiem ciekawa opowieść o „przygodzie z raczkiem”!A poza tym wiem co czujesz! -Też mam takiego osobnika na utrzymaniu!Lekko nie będzie, ale damy radę! 😀

  5. Marta pisze:

    Dobrze się czyta. Pięknie żyjesz z rakiem…pięknie, bo nie dla siebie… wciąż w tle przebija Twoja troska o innych. O męża zwłaszcza. Dobrze, że siebie macie. Pozdrawiam i trzymam kciuki za walkę z tym pasażerem na gapę!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *