Czasami trzeba posłuchać ciszy – może powiedzieć więcej..

I co było dalej? Niekończące się kolejki między wizytami w poszczególnych gabinetach. Najpierw długie oczekiwanie wśród niezliczonych pacjentek na mammografię. Mammografia – lekko bolesne badanie, podczas którego miażdżą Ci pierś a uprzejma pani informuje, że z tego badania i tak nic nie wynika u młodych kobiet, więc nie rozumie po co lekarze narażają je na dodatkowe promieniowanie. Ale procedury, no i bez tego badania nie można przejść na level drugi – USG. Pod gabinetem czekałam 5h z wymagającą ciągłego pocieszania siostrą 🙂 W końcu doczekałam się USG jako ostatnia. W gabinecie lekarka i stażystka dokładnie mnie zbadały – z gabinetu wyszłam fioletowo-zielona z informacją, że mam 2 guzy tej samej wielkości. Coraz ciekawiej pomyślałam – w tym tempie do końca tygodnia będę bez szans 😮 Nie chcąc bardziej denerwować siostry poszłam szybko do poradni, gdzie miałam dostać zlecenie na biopsję gruboigłową oraz przedstawić opis mammografii i USG. Kolejne oczekiwanie na wizytę. Na szczęście wszystko w jednym budynku, i to chyba był główny argument przemawiający za wyborem miejsca leczenia +dogodna lokalizacja. Znalazłam się w pakiecie onkologicznym, który oznaczał, że mogę wejść po dwóch pacjentach spoza pakietu – jak gdyby co trzecia – ale nie odczułam tego, ciągle czekałam czytając książkę. Około godziny po wyjściu z USG zadzwonił do mnie nieznany numer – odebrałam – pani doktor K: „Witam panią, około godziny temu panią badałam i ja się tak bardzo spieszyłam i mi się wydaje, że ja panią źle zbadałam. Chyba uchwyciłam na USG dwa razy tego samego guza. Czy mogłaby pani podejść do gabinetu, ja zaraz zadzwonię po specjalistę i on panią zbada dokładniej?” Rzuciłam wszystko i pobiegłam. Zostałam jeszcze raz zbadana dokładnie przez doktora L, który jednoznacznie potwierdził wcześniejszy błąd. Uff – odetchnęłam z ulgą. Wypytałam go o wszystko, bardzo miły człowiek. Od tego momentu wszystko znów zaczęło się układać. Wróciłam do poradni, skierowano mnie na biopsję gruboigłową i odtąd za wstawiennictwem doktor K i doktora L wszystko szło sprawnie. Praktycznie przechodziłam od gabinetu do gabinetu, wszystkie skierowania załatwiały się bez mojego udziału i dłuższego wysiadywania w kolejkach.

W mieszkaniu, w którym jeszcze nie mieszkaliśmy, spotkałam się z przyjaciółmi. W sumie wszystko zostało powiedziane przez telefon, więc kiedy przyszli rozmawialiśmy głównie o nieruchomościach, przeprowadzkach itd. Było na wesoło :))) owszem wkurzaliśmy się na zaistniałą sytuację ale dzięki niej teraz częściej się widujemy.. hmm a może w sumie to dzięki przeprowadzce :P:P chyba nawet pokusiłam się o powiedzenie, że mają się nie martwić – „dziś ja, jutro wy”. Bo takie jest życie i nie ma sensu uważać się za bardziej chorego czy wyjątkowego niż inni chorzy. Nie urwało mi nóg, nie uszkodziło mózgu, więc pozostaje cieszyć się, że to TYLKO rak. I nawet nie piszę tego prześmiewczo, bo naprawdę istnieją koszmarniejsze rzeczy – każdy z nas ma swój wymiar lęku i bólu. I jak sobie przypomnę te teksty: „będziesz żyć”, „przeżyjesz nas wszystkich” itp. Ja się ani przez chwilę nie bałam, że umrę. Wręcz przeciwnie – martwiłam się, że będę żyć ale marnie. Na szczęście od samego początku uznałam, że jeśli zaakceptuję swoją chorobę to będzie mi łatwiej, dlatego zrobiłam to od razu. Tak! akceptacja umożliwia zrobienie ogromnego kroku ku poprawie jakości samopoczucia a co za tym idzie ŻYCIA 🙂 polecam.

Wracając do ustalania co konkretnie mi dolega.. Biopsje gruboigłowe wykonują we wtorki, zatem musiałam zaczekać do 3.11.2015 r. Czekałam również na rezonans magnetyczny, który był uzależniony od mojego okresu – to znaczy, że miałam zadzwonić do technika O jak tylko dostanę okres a on wówczas wciśnie mnie w kolejkę. Teoretycznie miało to być 2.11. Biopsja musiała odbyć się po rezonansie, aby ślady po igle nie zafałszowały obrazu. Oczywiście, okres dostałam we wtorek 3.11 ale pani K i pan L wyrazili zgodę na biopsję przed rezonansem (który ostatecznie miałam w piątek 6.11), aby nie przedłużać procesu diagnozowania. Biopsja gruboigłowa przyjemniejsza od cienkoigłowej. Cienka – wkłucie cienkiej igły bez znieczulenia w guza i pobranie materiału do badań przy wsparciu USG, gruba – znieczulenie, USG i igła, której wolałabym nie widzieć.. Grubości słomki wstrzelona w guza za pomocą yy wyglądało jak pistolet na wodę 😛 Biopsję wykonał mi doktor P przy asyście doktora L. Doktor P wszystko mi opowiedział zanim przeszedł do działania, co było bardzo uspakajające. Założono mi opatrunek i kazano spać w staniku na plecach przez tydzień 😮 To nie było miłe – zasypiam na brzuchu.. W piątek rezonans na określoną godzinę, średnio przyjemne badanie. Owszem bezbolesne, ale pół godziny w okropnym alarmowym hałasie przebijającym się nawet przez zatyczki do uszu, w pozycji na brzuchu z uniesionymi stopami, na metalowym stelażu rozdzielającym piersi – nic przyjemnego. Wcześniej oczywiście wenflon i kontrast dożylnie. Badanie skończyło się wcześniej. Zanim zdążyłam się ubrać, doktor L poprosił mnie pilnie na kolejne USG – rezonans ujawnił niepokojące zmiany w obu piersiach sugerujące podejrzenie raka wieloogniskowego. Nie wiem ile czeka się na opis rezonansu (bo na sam rezonans pół roku)  – mój był po 20 minutach. Od razu zostałam skierowana na biopsję wszystkich podejrzanych ognisk, oczywiście musiałam czekać do wtorku jednak moja dokumentacja została od razu skierowana do konsylium, które też zbiera się we wtorki – w przeciwnym razie musiałabym znów czekać na wyniki 2 tygodnie. Rozzłościłam się. Na korytarzu dogonił mnie jeszcze dr L, powiedział, żebym sie nie martwiła, bo to wszystko może okazać się zwykłymi zgrubieniami. Odpowiedziałam mu tylko, że moja kostka też miała być tylko włókniakiem a jej historia zaszła aż do tego punktu. Spuścił wzrok, pomasował moje ramie pocieszająco i tak się rozeszliśmy. W następny wtorek kolejne biopsje w towarzystwie doktora P i doktora L, kolejny tydzień spania w staniku na plecach, oczekiwanie na telefon od koordynatora co orzekło w mojej sprawie konsylium, oraz oczekiwanie na wyniki.

Czekanie czekanie czekanie.. Na szczęście miałam pracę, która znacznie odciągała mnie od zbytecznego myślenia o tym wszystkim. Często urywałam się na badania, na które jeszcze wtedy musiałam dojeżdżać. Poza pracą czas zajmowało mi urządzanie nowego mieszkania, pakowanie..

12 Komentarze

  1. Paulina pisze:

    Kinga piszesz w tak ciekawy sposób, że aż się czeka na kolejny wpis! Nasza Pani R. z liceum byłaby z Ciebie dumna 🙂

    • Kinga Odważna pisze:

      Dzieki! Myślę, że miałaby kilka uwag ale na szczęście tutaj jej jurysdykcja nie sięga 😛
      Jeszcze raz dziękuję ❤️

  2. Mati pisze:

    Super Kinga!

  3. Adam pisze:

    Super piszesz Kinga

  4. hania pisze:

    Odważna <3

  5. Basia pisze:

    Kingo kochana wszystko to znam z opowieści a jednak jak piszesz tak poetycko to normalnie chce się czytać dalej bo to jak pamiętnik znanej już pisarki! Pisz dalej! Super!

  6. Basia pisze:

    Kingo masz talent! Pisz dalej, czekam na dalsze losy. Mimo że już je znam to tutaj tak pięknie piszesz że już mi mało! Buziale „MOCARNA BABKO”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *