Szanse, szanse..

Przeglądam historię choroby aby przypomnieć sobie jak to było i widzę, że zapomniałam napisać, że dzień przed operacją byłam jeszcze na scyntygrafii węzła wartowniczego. Zebrano pacjentki, które miały być operowane nazajutrz i zaprowadzono do pracowni specjalistycznej gdzie wchodziłyśmy pojedynczo. Tam pan, który myślałam, że jest salowym, kazał się rozebrać do połowy, zapytał która pierś i nim zdążyłam zdjąć koszulkę już miałam igłę w piersi i wstrzykiwany izotop. Nawet nie zdążyło zaboleć. Następnie po kilku minutach zaproszono nas do zdjęcia na tomograf. Zdjęcie było potrzebne do określenia położenia węzła wartowniczego podczas operacji. Doktor P. opowiadał mi, że mają jakieś urządzenie, które dzięki izotopowi zacznie wydawać sygnał, że uchwycił właściwy węzeł, ponieważ jeśli wartowniczy jest ok, to wszystkie węzły są ok, a jeśli nie jest ok to się nie ryzykuje i wycina wszystkie.

 

W czasie odsypiania narkozy przebudziły mnie jeszcze 2 incydenty: zapach zmywacza do paznokci, bowiem wspomniana poprzednio komediantka usuwała lakier. Zapytałam męża „co to za smród?”, na co komediantka zareagowała otwarciem okna. Od razu dotarł do mnie prawie grudniowy chłód.. Przez cały dzień nie spojrzałam nawet w stronę operowanej piersi, byłam raz w toalecie, omijałam wzrokiem lustro, bałam się, że już jej nie ma a chyba nie do końca byłam na to gotowa. Obrzydzały mnie wężyki kroplówek i ta buteleczka – dren?? do której spływała krew z rany. Mąż podciągnął mi spodnie i niechcący zahaczył o wężyki, zabolało jakbym miała ranę do kręgosłupa. W końcu zajrzał do mnie lekarz na wieczornej wizycie: „Pani Kingo mam dla pani dobra i złą wiadomość – otóż musiałem wyciąć większy obszar niż planowałem ale dzięki temu pierś wygląda o wiele lepiej niż zakładałem. Węzły czyste, jutro do domu! za 7 dni proszę mnie poszukać – zdejmę szwy”. Szok, ulga, radość, lęk i nie wiem co jeszcze się pojawiło wówczas. Cieszyłam się, że wszystko przebiegło według najbardziej optymistycznego scenariusza ale jak to jutro do domu? Przecież to rak, czy nie powinnam leżeć w szpitalu z miesiąc? :P:P żart, wiedziałam, że następnego dnia po operacji wykopią mnie do chaty, w końcu to tylko rak. Byłam jednak niepewna jak sobie poradzę. Pielęgniarki i lekarze oddziału II chirurgii onkologicznej byli przemili i baaardzo wspierający. Kiedy chciałam iść do toalety odpinano mnie od kroplówek aby było mi wygodniej, zanim poszłam spać poprawiono mi pościel itp. itd. a dodam, że nie wręczałam łapówki, nie byłam na prywatnej wizycie..  W między czasie zaczął spadać mi cukier, zadzwoniłam do dyżurki, przyszła pielęgniarka – poprosiłam o wstrzymanie insuliny albo o dodanie glukozy, jednak pielęgniarka  stwierdziła, że bez lekarza nie kiwnie w tej sprawie palcem – zapytała mnie skąd wiem, że spada mi cukier (miałam ochotę odpowiedzieć, że z d***) no ale powiedziałam prawdę – że mąż cały dzień kontroluje i teraz spada za szybko i zaraz będzie niedocukrzenie. Pobiegła po lekarza, wracają (okazał się nim ten salowy od scyntygrafii i tak się dowiedziałam, że nie jest salowym 😛 ) no i lekarz pyta mnie co oni mają zrobić, więc tłumaczę raz jeszcze:

– wstrzymać insulinę lub dodać glukozę

-ile tej glukozy? – pyta salodoktor

-(szybko obliczyliśmy w głowach  z mężem, że noc przede mną) 500 ml – mówię

– siostro proszę wykonać polecenia pacjentki!

Udało się, uniknęłam niedocukrzenia. Wizyty są do 20:00 ale Domiego nie wyprosili tamtego wieczoru 🙂 Noc przebiegła raczej spokojnie, rano jeszcze Ketonal na odchodne, zjadłam śniadanko (jedzenie w WCO  jest bardzo dobre! poważnie), pielęgniarka zmieniła mi opatrunek, poinstruowała jak to robić w domu i zaznaczyła, że wypuszczają mnie do domu ale mogę tam tylko leżeć i odpoczywać, kąpać sie i zmieniać opatrunki – jakbym była w szpitalu, i oczywiście chodzić i spać w staniku cały czas. Spakowałam się, przebrałam, odebrałam wypis, L4 do 26.12.2015 r. i czekałam na Domiego. Odebrał mnie ze szpitala i zawiózł do domu. Pojechał na dworzec odebrać moich rodziców, bo przyjechali mnie odwiedzić jednak nie spodziewali się, że byłam już w domu 😀 Byłam trochę przerażona, że wychodzę ale z drugiej strony w domu chyba o wiele szybciej się zdrowieje. Wieczorem, kiedy zmieniałam opatrunek pierwszy raz spojrzałam na ranę, Spodziewałam się zobaczyć jakąś rzeźnię a tam tylko prosta kreska pozioma poniżej sutka – wyglądająca jak linia uśmiechu 🙂

1 Komentarz

  1. Paulina pisze:

    Az nie chce sie wierzyc, ze po takiej operacji tak szybko do domu! Jestem po trzech zabiegach i moje pobyty w szpitalu to 3-5 dni.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *