Włosy – atrybut kobiecości..

Nowy rok – nowy wpis.. Właśnie sobie przypomniałam, że ktoś mi obiecał kakao na śniadanie, hmm ale wyszedł zanim się obudziłam. Nic straconego- piję teraz, może wpis będzie ciekawszy 🙂

Na wstępie pozdrawiam serdecznie naszego nowego sąsiada, który katuje mnie swoim gustem muzycznym nie tylko w nocy ale i za dnia. Nie ukrywam, że nie jestem w nastroju jaki chciałabym aby mi teraz towarzyszył ale cóż – proza życia, może to i lepiej  🙂 apropo prozy chciałam dziś przejść do chemii nr 2 ale przypomniałam sobie kilka istotnych zdarzeń pomiędzy pierwszą a drugą chemią. Miałam pisać częściej ale zaczęłam się bawić instagramem (kingaodwazna) i zabrał mi za dużo czasu ale nic się nie martwcie postanowiłam odstawić zbędną ilość sprzątania i  inne „brudy” życiowe  a w zmian za to robić więcej rzeczy, które sprzyjają dobremu samopoczuciu 🙂 Korzystając z okazji dziękuję za wszystkie życzenia świąteczne, noworoczne, za wiadomości, relacje, fotorelacje, pozdrowienia i inne przejawy ogromnej sympatii i wsparcia. Dziękuję za zaufanie i za to, że dzielicie się ze mną swoimi historiami – czuję dzięki temu ogromną więź i bliskość z Wami :***

Ale do meritum! Otóż jak już doszłam do siebie po pierwszej chemii to pamiętam takie zdarzenie jak naśmiewaliśmy się, że chemia i rak są przereklamowane, że nie spadł mi ani jeden włos z głowy i takie takie. Istniała też szansa, że nie spadnie mi ani jeden.. radzono mi też nie ścinać włosów ale ja nie chciałam patrzeć jak wypadają, nie mogłabym ;/ Przed chemią pobiegłam do fryzjera aby zgolić połowę głowy. Byłam podekscytowana nową fryzurą, fryzjerka była bardzo empatyczna ponieważ jej mama przechodziła przez to co ja.. Na zewnątrz był uśmiech i podniecenie ale wewnątrz żegnałam się nie tylko z włosami ale i z pewnym etapem, a witałam nowy, który wiedziałam, że już na zawsze mnie odmieni i bynajmniej nie miałam tu na myśli wyglądu. Wracając do czasu po chemii było kilka takich dni , w których wierzyłam że włosy nie wypadną 😀 ale to była tylko kwestia czasu i to niedługiego. Miałam taką kitkę i w zasadzie kiedy już miałam siłę na kąpiel rozpuszczałam włosy i zaczęłam je czesać..  pamiętam to był wtorek.. w dłoni został mi kosmyk sporej ilości włosów.. zaprzeczyłam, wyparłam, szybko związałam włosy i pomyślałam: „tak, jeśli nie będę ich dotykać to nie wypadną!” hurra. No ale już w czwartek prosiły się o umycie ;/ .. próbując rozpleść włosy po prostu zdjęłam je z głowy jak czepek.. wypadły wszystkie, no prawie. Wkurzyłam się, chyba najbardziej na bałagan, który zrobiły. Posprzątałam je pospiesznie do kosza na śmieci zastanawiając się gdzie je posegregować i choć były najprawdziwsze na świecie wylądowały w kuble z tworzywami sztucznymi. Zadzwoniłam do męża i zameldowałam, że jak tylko wróci z pracy, jedziemy do fryzjera.. tak też się stało! W salonie fryzjerskim przemiły fryzjer na hasło „proszę zgolić wszystkie do zera” zrozumiał, że ma mi podgolić tylko wcześniej ścięte, kiedy powiedziałam, że chodzi o te które wypadają próbował je ratować – to było wzruszające i wkur**jące zarazem, chciałam to mieć szybko z głowy [heh z głowy dosłownie] a on nadawał im coraz krótsze „fryzurki”. Patrzyłam uważnie w lustro przyglądając się jak zmienia mi twarz z każdym pociągnięciem maszynki. Patrzyłam i nie do wie rza łam, że to wszystko się dzieje. Pierwsze hasło „jak Demi Moore w G.I. JANE” i chyba tak też się czułam.. na szczęście mam ładną głowę więc nie było dramatu 🙂 [teraz jest, popłakałam się]

… następnego dnia mąż zabrał mnie na zakupy, kupił mi ogrodniczki i wełnianą czerwoną czapkę.. tylko to pasowało do mojej nowej fryzury.. potrzebowałam czapki bo w domu było mi zimno bez włosów. Skóra głowy była dziwna, miękka i lepka jak po oparzeniu wrzątkiem, bolała około 2 tygodni zanim się przystosowała. Ale były też plusy: nie trzeba było myśleć o włosach w czasie wymiotowania, łatwiej było się wykąpać, zaoszczędziłam na kosmetykach do ich pielęgnacji. Mój mąż uważa, że wypadanie włosów jest adaptacyjne, coś w tym na pewno jest. W czasie leczenia na pewno są zbędne. Mimo ich braku często w nocy odgarniałam je sobie z twarzy.. zgarniałam za ucho.. Praktycznie tylko podczas seksu zapominałam, że ich już nie ma..

Wczoraj w nocy nie mogąc zasnąć próbowałam rozkminić dlaczego poszłam do fryzjera je zgolić a nie zrobiłam tego sama <myśli>. Nie znam odpowiedzi na to pytanie, może czułam, że to ostatnia szansa na fryzjera, że potem długo nie zagoszczę w salonie.. nie wiem. Kiedy włosy zaczęły odrastać goliłam je sama a zaczęły odrastać w kwietniu po 5-6 (innej) chemii . Pierwsze 4 chemie były bardzo agresywne, otrzymywałam je co 3 tygodnie, później dostawałam co tydzień inną chemię, która była z kolei bardzo toksyczna. Po toksycznej włosy odrastały ale były pojedyncze i białe jak u niemowląt. Wraz z pojawieniem się ciemnych włosków przestałam je golić. Obalę od razu mit o odrastaniu mocniejszych i innych włosów. Wielu pacjentkom odrosły szybko włosy i to siwe, bałam się, że i ze mną tak będzie ale mi odrastały żółwim tempem i odrosły mi dokładnie takie same jak te które miałam przed chemią, ani kręcone, ani innego koloru, ani mocniejsze, ani w żadnym aspekcie inne. Mimo, że od ich pierwszego milimetra faszeruję je odżywkami itd. nie są one jakieś super mocniejsze czy gęstsze. Najpierw urósł mi puszek mięciutki jak kocyk dla niemowląt a teraz stają się coraz bardziej przypominające włosy. Dzięki puszkowi zyskałam nową ksywkę „Puszek” i „Puszka”, jak byłam wybredna to „Puch”, czasem śmialiśmy się że mam ksywkę od puszki po coli – było wesoło 🙂 moje przezwisko ewoluuje wraz z tym co poduszka robi z moimi włosami w nocy i kiedy rano wstaję to zamiast „Puszku” słyszę „Włochaczu” ale prysznic zamienia ten stan w ładną charakterystyczną krótką fryzurkę, którą zwykle podziwiacie mniej lub bardziej szczerze 😛

Oczywiście z tematem włosów wiąże się jeszcze taki przedmiot jak PERUKA. Otóż onkolog wypisuje zlecenie na perukę, z którym należy się udać do NFZ (http://www.nfz.gov.pl/kontakt/oddzialy-nfz/) w celu zatwierdzenia (zdobycia pieczątki). Zdarza się bowiem tak, że sklepy załatwiają to same a zdarza się tak, że bez podbitego zlecenia ani rusz więc polecam załatwić to z góry. Z takim zleceniem udajemy się do sklepu gdzie refundują peruki – kwota refundacji to 250 zł, kolejną perukę można kupić po roku. Oczywiście bez zlecenia też można kupić tylko po co? 250 zł to dużo kasy. NFZ ma listę sklepów, w których można nabyć refundowaną perukę, ja też ją posiadam – wrzucę na fp przy okazji, może się przyda. Ja w zasadzie oglądałam, przymierzałam, zastanawiałam się od grudnia a ostatecznego zakupu dokonałam w połowie marca 2016. Moja peruka to REVLON SAGITTARIUS kolor 1OR WALNUT. Tylko w jednym sklepie na rogu przy Rynku Bernardyńskim spotkałam się z nieprzyjemna obsługą i płaceniem za przymiarkę 2 zł od sztuki 😮 , reszta sklepów rewelacyjna. Peruki są przeróżne, różne modele, kolory, sposoby regulacji itp. itd. Znam wiele osób, które nie kupiły peruki bo uznały to za zbędne, ja dziś też tak uważam. Moja kosztowała 368 zł ale 250 zł dał fundusz, 100 zł dostałam od wspaniałej Osóbki na ten szczytny cel, której baaardzo za to dziękuję :*** bo mogłam sobie pozwolić na lepszą fryzurę, więc dołożyłam jedynie 18 zł. Mi zależało aby mieć włosy na kwietniowej uroczystości rodzinnej, jednak okazuje się, że noszenie peruki to męka i udręka: szczypie, swędzi, jest gorąco, jednym słowem męczy! Swoją perukę założyłam może z 5 razy na nie dłużej niż kwadrans. Zdecydowanie czapki i chustki są bardziej funkcjonalne. To chyba tyle w temacie włosów, jeśli ktoś ma pytania –chętnie pomogę 🙂

Tak sobie myślę, że włosy i piersi to szczególne atrybuty kobiecości, ich utrata to spory problem, z którym trzeba się mierzyć przez długi okres leczenia i bardzo ważne jest, aby w tym czasie kompensować sobie wszelkie braki. Ja mam to szczęście, że mój mąż szybko się uczy i dużo czerpie z mojej wiedzy i doświadczenia, uwrażliwia się, dlatego dużo w naszym domu było w tamtym czasie najogólniej mówiąc kobiecego piękna. Pomimo, że czułam się mało kobieca to miałam dużo czasu, żeby się sobą zająć tylko niestety z kasą było krucho. Jednak nie siedziałam z założonymi rękami  i nie użalałam się nad sobą, przecież to rak a nie mój wybór 🙂 Chociaż może powinnam? tylko po co.. Mieliśmy wtedy dość innych kłopotów. W zasadzie przez cały okres leczenia starałam się być jak najmniejszym obciążeniem i zmartwieniem a okazało się, że nie byłam żadnym.. wręcz odwrotnie – eksploatowałam się na 200%.. chyba chciałam udowodnić rakowi, że źle trafił :):P i oby się zastanowił 2 razy zanim podejmie kolejną próbę zagoszczenia w moim organizmie! Heh cóż za personifikacja.. 🙂

4 Komentarze

  1. Basia pisze:

    Jesteś najbardziej kobiecą kobietą jaką znam! Zawsze piękna, elegancka i pełna energii. Nawet wredny rąk Cię nie złamał i można tylko życzyć wszystkim chorym takiego podejścia do sprawy! Jesteś super

  2. Lymphoma pisze:

    Jakiej długości masz teraz włosy? I po jakim czasie mogłaś zrobić sobie kucyka? 🙂 Ja po chemii już 3 miesiące i tak jestem ciekawa, bo tęsknię za moimi długimi włosami. Teraz mają 4-5 cm. Buziaki, jesteś mega!

    • Kinga Odważna pisze:

      Teraz moje włosy mają długość około 40 cm ale nie zapuszczałam ich od początku. Pierwszy kucyk a raczej kucyczek zrobiłam dopiero rok po zakończonym leczeniu. Bardzo bałam się, że włosy nie odrosną albo, że odrosną siwe jak innym pacjentkom. Na szczęście odrosły takie same jak przed chemią. Początkowo wyglądały jak kurz a później przybrały postać puchu i stąd moja nowa domowa ksywka „Puszek”. Już nie umiem reagować na swoje imię kiedy domownicy mnie wołają 🙂 Nie wiem jak Ty ale ja tęsknię za brakiem owłosienia.. a w upały nawet za brakiem włosów 😛 Ja się akurat sobie podobałam również bez włosów więc ich brak nie ranił mnie tak bardzo.. trzymam kciuki za wspaniałą fryzurę i dziękuję za miłe słowa :***

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *